wtorek, 31 maja 2016

Burza w górach

Co robić, gdy zastanie nas burza w górach?

Pytanie niby oczywiste, ale sprawa jest ciągle bagatelizowana i niestety co roku giną ludzie.

Burza w górach jest zjawiskiem, które należy traktować  z pełną powagą,  gdyż to zupełnie inna sprawa niż na przykład  w mieście!

Większość ludzi mieszka w miastach i macha sobie po prostu ręką-  "Aaaa tam burza"- i wybiera się autem do sklepu. Przyzwyczailiśmy się do pozornego bezpieczeństwa, osłonieni uziemionymi, wysokimi budynkami, na w miarę płaskim terenie...

A w górach? Sam deszcz jest niebezpieczny, gdyż zwykłe, bardzo wygodne ścieżki zamieniają się w śliskie i paskudne a często w prawdziwe pułapki - rwące, błotne potoki.


Zmiana pogody jest nieporównywalnie gwałtowniejsza, z dużo większym natężeniem!


Mam wiele wspomnień,  gdzie piękny żar słoneczny  dawał się we znaki sprawiając, że woda z plecaka bardzo szybko znikała. Słyszę zbliżający się szum niesiony przez upragniony wiatr, dający chwilę radości... Po chwili przestał, cisza.... Pociemniało... I tak jakby z konewki zaczęło mi padać na głowę.

Prognoza pogody to jedyny taki zawód, gdzie można się ciągle mylić :P a gdy się w końcu uda, to już sukces. Hahaha.

Tak dla sprostowania... pogoda jest nieprzewidywalna  w górach niczym kobieta w ciąży, co chwilę może być zupełnie inaczej, zależnie jaka porcja hormonów przyjdzie i można tylko to akceptować.

Podstawowa zasada: lepiej żałować i móc powtórzyć niż  wąchać kwiatki od spodu.


W górach trzeba: mieć pokorę, być jak najlepiej przygotowanym i umieć odpuścić...  


Jak ocenić odległość burzy?

Grzmoty słychać na odległość od  16 do 24 kilometrów.

Jeśli od błysku do grzmotu mija ok 3 sekund,  to jest od nas tylko o około  kilometr!  (patrz prędkość dźwięku).

Zasięg najpotężniejszych piorunów odziemnych to aż 70 kilometrów.


Kiedy najczęściej występują burze i jakiego typu?

Podczas gdy słoneczko daje o sobie znać i w takie dni najczęściej występują  burze konwekcyjne, spowodowane przemieszczaniem się mas nagrzanego powietrza. Dlatego najbardziej zalecana pora wędrówek to poranek.


Nawet przy szybkiej decyzji  i natychmiastowej reakcji nie zawsze damy radę się ewakuować....

Poniżej kilka zasad propagowanych przez Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, jeśli już nas zastanie burza:

1. Unikaj odsłoniętych przestrzeni, szczytów, grani, pojedynczych skał czy drzew.

2. Oddal się od cieków wodnych (np. wody spływającej żlebem) oraz metalowych ułatwień (łańcuchów, drabinek), stanowiących doskonałe pole do przepływu ładunku elektrycznego.

3. Będąc przy skałach,  nie opieraj się o nie. Oddal się od skały  co najmniej o metr.

4. Kucnij i złącz nogi razem. Jeśli to możliwe, odizoluj się od podłoża (np. plecakiem).

5. Przebywając w grupie  w żadnym wypadku nie trzymajcie się za ręce. Należy rozproszyć się i pozostać w pewnej odległości od siebie, aby w przypadku ewentualnego porażenia ucierpiało jak najmniej osób.

Co robimy jeśli kogoś jednak poraził piorun?

Porażenie powoduje najczęściej bezdech i zatrzymanie akcji serca, dlatego pomoc wygląda bardzo podobnie jak przy wypadku. Ze  skupieniem większej uwagi na sztucznym oddychaniu i masażu serca.


Zachęcam do półgodzinnego filmu TOPRowców na temat burz, który obrazowo wszystkie pokazuje i każdy aspekt jest bardzo rozwinięty.


sobota, 28 maja 2016

Czantoria nocą


Nocne wejście na Czantorię

Nocne wejście na Czantorię
Po nieciekawym dniu, wręcz bardzo niemiłym, poważny zrobił się mętlik w głowie... myśli się biły i kłębiły...
- Jak to wszystko rozwiązać? - sam siebie pytałem
- Jedź w góry - sobie odpowiedziałem no i tak zrobiłem

Pomysł już jest, wchodzę na komputer, czy ktoś jest dostępny i czy znajdzie się jeszcze jeden wariat, aby na zapytanie o 0:10 czy jedzie w góry odp.: tak, jasne, oraz czy jest jakiś zakaz, takiego wejścia. Co za niespodzianka, brak, więc przepakowuje plecak z myślą, aby być dobrze przygotowanym na takie wypad, robię kanapki i zastanawiam się, który szlak by na pierwsze, samotne, nocne wyjście pasował, odp. prosta Czantoria. Szlak czerwony bardzo prosty i tak przygotowany, iż nie da się tam nic pomylić i łatwo podejście.

No i jazda, ku nowej przygodzie! Hej! :D

Jadąc autem przełączyłem o dziwo na radio, co okazało się dobrym pomysłem, gdyż puszczali, jak na zawołanie bardzo wesołą muzykę, która wprawiła mnie w dobry humor, drogi puste, więc jazda była bardzo przyjemna. "Moje miejsce" na parkingu wolne, wiec wszystko wskazuje, iż idealny pomysł.

Wchodzę na czerwony szlak i tuż za kolejką, świecące oczy się na mnie gapią, włączam ręczną mocną latarkę i to czarny kot, hmmm, no spoko, idę dalej, a ten chce przebiec mi drogę, ja staje on też, idę lekko po skosie, a futrzak znów tak rusza, że zagradza mi drogę... staje, a gnojek też... ooo ty dziadu... no to ja szerokim łukiem go chce ominąć, a ten biegiem także nie ma szans wejść na szlak aby nie przecięły się nasze drogi... co za p....... futrzak, widzę, że pięknego dnia ciąg dalszy...

Już mniej wesoły, ale wchodzę na szlak, szybkie sprawdzenie sprzętu, czołówka świeci, ręczna też, nóż przy pasie jest, bateria naładowana w tel, a powerbank w plecaku, auto na bank zamknąłem, zapasowe baterie w kieszeni, więc looz blooz.

Część szlaku do górnej stacji kolejki, minęła lekko stresująco, no cóż idę sam, ato gałązka pęka gdzieś, a to widzę świecące ślepa gapiące się na mnie, ale za każdym razem gdy włączyłem ręczną latarkę mrużyły oczy i czmychały w las. Dopiero, gdy założyłem słuchawkę i puściłem sobie muzykę to dostałem otuchy i pełnej pewności siebie, Kabanos, jak zawsze dał redę mnie zmotywować :D

Idę sobie pewnie, nucąc piosenkę puszczaną w kółko, a umysł dostał loozu i mógł sobie swobodnie pracować. Tak, że gdy siadłem sobie na ławce przy kolejce, to już problemy przestały być problemami :) i można było iść dalej na szczyt korzystając z pięknej nocy i jakoś tak przyjemnie się zrobiło, choć ciągły niepokój we mnie był... jakoś zbyt cicho... lub coś, ale cóż jest noc, ja sam sobie, a wyobraźnia swoje robi.

Czantoria - wieża
Dojście do szczytu minęło bardzo szybko i tam piękne widoki, bo wieża bardzo intrygująco wyglądała. Tam zjadłem sobie czekoladę, napiłem wody i wygodnie rozsiadłem, korzystając z wyjątkowej pogody i spokoju. No długo to nie trwało, bo ok. trzeciej godziny, zerwał się mały wiatr, który przyniósł chłód i  mało przyjemne odgłosy, które wydawał wiejąc przez wierzę, niczym czyjś płacz lub stękanie, aż ciarki przeszły i zatęskniłem za cywilizacją i gwarem, więc zebrałem się w bardziej przyjemne i oświetlone miejsce. Jakie moje zdziwienie było, gdy ręczna latarka okazała się, bez reakcji... przecież sprawdzałem sprzęt, no trudno, sięgam do kieszeni po zapasowe baterie, a tu kolejny szok, mam tylko zapasowe do czołówki AAA, a AA brak?? przecież, jak zawsze wszystko 3 razy sprawdzałem przed wyjściem... sprawdzam czołówkę... uffff świeci i od razu trochę lżej się zrobiło.

Czantoria nocą
Całą drogę na górną stację kolejki Czantoria, zastanawiałem się jakim sposobem wysiadła mi najpewniejsza latarka i jakim cudem, nie mam zapasowych baterii... bardzo kojące uczucie było zobaczyć światła latarni i zabudowania.

Usiadłem sobie na scenie zjadając kolejną czekoladę i pijąc kawę z termosu, delektując się pięknymi widokami, jutrzenką, która się powoli zaczynała. Pięknie wyglądało, delikatna smużka różu na tle czarnego nieba. No nic, koniec przyjemności, trzeba schodzić na dół, w końcu w niedzielę też mam swoje obowiązki.

Schodziłem stokiem dla uproszczenia sobie, w podskokach, wesoło nucąc dalej piosenkę i w połowie drogi bardzo dziwna sytuacja.
W odległości ok 100 - 150 m widzę jakiś dziwny kształt, po prawej stronie stoku. Po całej nocy reagowania na korzenie, pniaki i inne takie, olałem pierw to, ale będąc bliżej hmmm nie jest to konar czy pień, nie jest to zwierze, bo za wysokie, oraz zwierze by się na mnie patrzyło, przez co świeciły by oczy... sylwetka człowieka tak jakby, ale rozmywa mi się co jakiś czas, ale człowiek teraz tutaj?? bez latarki?? hmmm armatka?? lub coś ze sprzętu stoku?? no bez przesady, przecież sprzęt jest na granicy stok-las, aby narciarze nie zrobili sobie krzywdy, a to jest z 3-5 m od tej granicy... Dedukuję dalej... człowiek?? ale czemu po drugiej stronie gdzie nikt nie chodzi i czemu stoi, jakby się chciał ukryć, to zrobił by te parę kroków i na granicy lasu bym nie zauważył nawet, turysta miałby latarkę i byśmy się normalnie minęli, zresztą większość stoku na dół widać i bym zauważył go już dawno... co to jest... nie zwalniając idę dalej, no niestety, moja latarka czołowa na taka odległość daje za mało światła, łapie automatycznie lewą ręką za latarkę ręczną, przypiętą do pasa karabinkiem, a prawa wędruje również do pasa ale na nóż... taaaa latarka ręczna wysiadła, ale dotyk rękojeści i kliknięcie odbezpieczenia kabury noża daje miłe uczucie... ciekawość w połączeniu z niepokojem woła do mnie, abym sprawdził co to, ale idę prosto utrzymując swoje tępo i nawet się nie obracałem, tylko nasłuchiwałem. Po oddaleniu się na dobrą pozycję, już się lepiej szło gdy napięcie minęło, ale w głowie dalej pytanie co to do h było...



Czantoria nocą

Czantoria nocą
Czantoria nocą
Czantoria nocą

Czantoria nocą


Czantoria nocą





środa, 25 maja 2016

Pałac w Tworkowie


Niedzielnym popołudniem, po obiedzie naszła mnie ochota, aby gdzieś się wybrać i zobaczyć coś, a nie tylko siedzieć przed grillem. Wiem, dziwne :P ale cóż od myśli do wykonania niewiele trzeba. Od razu zawołałem brata, który dla świętego spokoju przyniósł mi jakiś przewodnik po okolicach śląska. Myśląc, że tym sposobem sprawi, iż będzie mieć spokój.

Tworków ruiny pałacu
Chwilę przewracam strony i same jakieś nudy, aż trafiłem na Pałac w Tworkowie. Patrzę na mapę, to tylko pół godziny jazdy autem, jakieś ładne ruiny, wieczór się zbliża, więc powinno być ciekawiej, niż za dnia w pełnym słońcu. 
20 minut nakłaniałem, aby ktoś z rodziny w tak spokojne popołudnie wybrał się na zwiedzanie ruin. Udało się! Jeden brat i tata uznali, że pojadą. 
Po przyjeździe przywitała nas przy bramie starsza kobieta z uśmiechem i pobrała symboliczne 2 zł od osoby. Po chwili chodzenia wokół i podziwiania tych nietypowych kształtów, jak na te czasy, ciągle doszukując się nowych szczegółów działających na wyobraźnię, jak pałac, komnaty, ogród i inne mogły wyglądać. Byliśmy na prawdę zadowoleni, tym o jakiej porze przyjechaliśmy, bo lekko zachodzące słońce dodało mnóstwo uroku i działało dużo bardziej na naszą wyobraźnię. Powoli się zbieraliśmy, gdy ta miła pani z bramy znalazła się obok nas i zaczęła opowiadać.
ALE JAK OPOWIADAĆ... takie właśnie osoby powinny oprowadzać po zabytkach! Mówiła dużo faktów, ale w sposób bardzo ciekawy, zachęcający do udziału w dyskusji, powodujący zaciekawienie, znająca dużo więcej faktów i mitów, niż można znaleźć na internecie. Po oprowadzeniu nas, dostaliśmy zgodę, aby wejść w ruiny i poczuć ten klimat w jaki nas wprowadziła. Po takim oprowadzeniu i przy takim świetle na prawdę było to coś wyjątkowego i tak jakbyśmy cofnęli się w czasie, wczuwając się w klimat... 
Tworków ruiny
Tworków ruiny pałacu
Suche fakty można znaleźć na internecie, więc nie będę nimi zanudzał. Dużo lepiej jechać tam i uśmiechnąć się do tej miłej kobiety, która nas, a nóż was oprowadzi i sprawi, że będzie to jedno z lepszych zwiedzań ruin :D








Tworków Pałac

Krzyżanowice pałac

Krzyżanowice ruiny pałacu

środa, 18 maja 2016

Ubezpieczenie na wyjazd

warto mieć ubezpieczenie podczas wyjazdu

Dużo jeżdżę po Naszym pięknym kraju oraz po świecie.Bywają to wypady bardzo dokładnie zaplanowane, ale bywają też i spontaniczne.


Wiele informacji muszę znać, aby w razie czego wiedzieć, jak wszystko szybko załatwić i być gotowym do wyjazdu. 
 
 
ZAŁÓŻMY bardzo podobną sytuację, jaką miałem ostatnio: 
 
dryń dryń    dryń dryń , dryń dryń    dryń dryń 
 
- halo??
- konia się halo! Słuchaj jest sprawa. Chcemy jechać na Taterki po stronie słowackiej, jedziesz??
- głupio pytasz, kiedy i na ile??
- pojutrze rano, ok. 7, 1-2 dni, spokojnie szlakowo. Przyjedziemy pod Twój blok. Narazie :D 
 
I w takim momencie, mając niewiele czasu na przygotowanie, można mieć 2 podejścia, albo lekkoducha i na luzie sobie jechać, nie martwiąc się niczym lub być odpowiedzialnie przygotowanym (choć ludzie i tak tego nie widzą, a widzą jedynie, iż nagle gdzieś pojechałem, nieodpowiedzialnie i w ogóle :P ale chodzi o własne bezpieczeństwo, a nie opinię). 
 
Podstawowym tematem, patrząc na wyjazdy zagraniczne lub gdzieś w okolice granic Polski to ubezpieczenie.
 
- eeee to takie drogie
 - eeee na co mi to
 - eeee tyle razy jeździłęm i nic sie nie stało
 - eeee podstawowa pomoc jest darmowa
i setki bzdurnych wymówek, jakie można usłyszeć...
.
Trzeba byś świadomym, że tylko chodząc przy granicy, w razie jakiegoś wypadku są często wzywane do pomocy służby z drugiego kraju i wystawią już nam rachunek. Aby nie było, że sobie tak tylko p......, proszę pierwszy z brzegu:
 
"29 czerwca polscy i słowaccy ratownicy rozpoczęli poszukiwania zaginionego turysty w Tatrach. 19-letni mieszkaniec Katowic spadł z Rysów po słowackiej stronie gór. Nie miał ubezpieczenia i teraz może zapłacić do 15 tys. euro za koszty akcji ratunkowej." 
 
To tytuł jednego z artykułów, jakie ciągle się pojawiają. Każdy sam decyduje, jakie ubezpieczenie jest mu potrzebne, a ja tylko podpowiem, na co zwrócić uwagę i powiem jakie ubezpieczenie ja mam, czyli jakie ja uznałem, że daje mi najwięcej, a do tego w najlepszej cenie. 
 
To oczywiste i wiadome ale: 
 
- nie patrzcie na reklamy ubezpieczeń wakacyjnych, piękne słówka ubezpieczalni, samą cenę ubezpieczenia i tego typu, co najczęściej patrzycie!
- pomyślcie, gdzie jedziecie i jakie tam służby będą was ratować, jakby coś
- sprawdźcie w wyszukiwarce lub dzwońcie, aby dowiedzieć się jakie są koszty takiej akcji 
 
Wtedy: 
 
- zbierzcie oferty z ubezpieczalni, które mają oferty na wyjazdy i od razu wywalcie oferty każdej, która ma sumy ubezpieczenia niższe, od ustalonych
- następnie nudna część, bo czytamy OWU (ogólne warunki ubezpieczenia), bo często są karencje czy ukryte podziały kwot, które mają ściągnać klientów i wiele innych, tego typu haczyków oraz od czego tak na prawdę jesteśmy ubezpieczeni!!! 
 
Jak często bywa?? Znajomi jadą na narty, oczywiście wykupili ubezpieczenie, ale nie doczytali, że nie są objęci ubezpieczeniem podczas jazdy na nartach, a rachunek spory za transport i leczenie dostali.
- z tych, co zostały na stole po nudnym, mozolnym sprawdzaniu, wybieramy wedle jakiś innych swoich preferencji, czy to ceny, czy że lubimy jakaś firmę, czy co Wam przyjdzie do głowy. 
 
Kupując ubezpieczenie musi to mieć sens :) poświęćcie, choćby cały dzień czytając ten bełkot OWU, bo tu chodzi o zdrowie i rachunek nawet na 50 tys. EURO 
 
Jest to nudne i mozolne. Ja spędziłem kilka dni, gdy pierwszy raz wybierałem swoje ubezpieczenie, a teraz tylko sprawdzam czy jest coś lepszego, od już posiadanego. Jak do tej pory jestem ciągle ubezpieczony w jednej firmie od kilku lat i coraz więcej ludzi, których znam też je posiada. 
 
Dlaczego ja wybrałem PLANETA MŁODYCH?? 
 
Przede wszystkim dają mi sumy, które nie powinny przekroczyć rachunki. Jest to ubezpieczenie na 365 dni, w cenie, gdzie inne firmy dają mi na 5 dni i z mniejszymi kwotami. 
 
Zawsze biorę opcję TRAVEL SPORT PLUS
KL 60 000 EURO
OC 50 000 EURO
OC W CZASIE UPRAWIANIA SPORTU 25 000 EURO
Sporty wysokiego ryzyka - TAK
A na NNW nie mam sensu zwracać uwagi, bo po co mi kilka stów odszkodowania wypłaconego, gdy rachunek za głupi transport do szpitala to kilka tysięcy... 
 
Dla zainteresowanych, mogę posłać dokładne rozbicie i wyszczególnienie, jak bardzo obszerne jest to ubezpieczenie, bo jak zawsze, gdy wspomnę o moim ubezpieczeniu, pełno agentów będzie jechać po mnie i udowadniać, że mają lepszą ofertę lub tak nie jest. Jakby nie było to bym go nie miał i to tylko moja własna ocena, tego co sam używam. 
 
P.S.
 Jeśli w końcu ktoś da mi lepszą ofertę to zmienię ubezpieczenie :) i będę mógł powiedzieć wszystkim o lepszym :D

Barania góra


Barania Góra - wieża
Barania Góra - oj tyle wspomnień z tą górą jest... moim zdaniem jest to najciekawsza góra Beskidu Śląskiego. Często mylona z najwyższym szczytem, ma ona 1220 i do tytułu brakuje jej tylko 37m. Wiele razy tam byłem i gdy mam okazję to wolę jechać właśnie tam, niż na Skrzyczne, czy tym podobne szczyty. Bardzo dobre miejsce dla par, gdzie romantycznym spacerkiem można wspólnie zdobyć szczyt, oraz gdy jedno chce w góry, a drugie chce pobyć nad wodą (Jezioro Czerniańskie) lub posiedzieć przy piwie, czyli zostawić marudę na dole i korzystać z dnia :-P

Jest wiele możliwości wejścia na ten szczyt, ale moją ulubioną metodą jest podjechać do Fojtula, tam jest po prawej stronie mały parking, gdzie za cały dzień postoju płaciłem zawsze ok 5 zł, w przyległym do niego barze. I tam też jest przystanek, gdzie zaczyna się niebieski malowniczy i przyjemny szlak na szczyt. 
Aaaaa bo bym zapomniał, w tym barze przed jednym z wejść byliśmy zapłacić i napić się "energetyka" ;-) i tak od słowa do słowa z miłą barmanką, opowiedziała jak to wiele ludzi wraca schodząc z niebieskiego szlaku, gdzie zobaczyli jakąś zamazaną twarz, słyszeli jakiś płacz, wycie... Pierw sama nie wierzyła, ale wiele razy pokazywali jej zdjęcia, aż sama uwierzyła. Jeden "energetyk" na głodnego i nasza wyobraźnia sprawiły, że potem jakoś dziwnie się szło i ciągle mimo woli wzrokiem szukając i nasłuchując.
Barania Góra - kaskady
 
Ale wracając do szlaku. Idzie on pierw asfaltem, gdzie umila podróż przyjemnie szumiąca woda. I tak na oko połowę czasu, sobie spokojnie idziemy potem obijamy na prawo i szlak już prowadzi, ciekawszym bardziej górskim szlakiem, ale bardzo spokojnym i przyjemnym (znajomy nazywa ten szlak "rekreacja emeryta"), większość szlaku jest zacieniona i przyjemna, bardzo piękne widoki się po drodze rozciągają, intrygująca wielokrotnie jest tam gra światła, są tam też Kaskady Rodła, które mają od bodajże 0,5 do 5m. 
Jeśli ktoś idzie z Wami i ciągle pyta "ale daleko jeszcze?" odpowiedzcie że, niech szuka dużego głazu po lewej stronie który ma się tak jakby stoczyć. Od niego to już dosłownie kawałeczek, osoba pytająca zajmie się wypatrywaniem głazu i trochę jest spokoju, a gdy go zobaczy dopytując się "to ten? powiedz, że to ten" będzie bardzo radosna i samo dojście na szczyt będzie przyjemne bez marudzenia :P
Barania Góra - szlak
Tak dochodzimy do płaskiego szczytu, gdzie można położyć się na wykarczowanym zboczu i zażyć kąpieli słonecznych, są ławeczki, aby odpocząć, mapa i 15 metrowa, darmowa wieża widokowa. Rozpościera się z niej wyjątkowy widok, gdzie przy dobrej widoczności można zobaczyć:
Beskid Śląski, Beskid Mały, Beskid Makowski, Beskid Żywiecki, Tatry, Góry Choczańskie, Małą Fatrę, Góry Strażowskie, Jaworniki i parę innych miejsc.
Szczyt jest węzłem 4 szlaków, także możliwości sporo dalszego zwiedzania. Ja osobiście preferuję zejście czerwonym, aż prawie do schroniska na Przysłopie, chwilę prędzej odbijam na szlak zielony, zaliczając Karolówka 931m n.p.m., idąc tym szlakiem do Rozstaje pod Karolówką, tam wchodzę na czarny szlak, który łączy się z czerwonym i idę nim, aż do Przełęczy Szarcula (pod Kubalonką), tam można zejść obok Zameczku i go częściowo zwiedzić. Dalej schodząc, dochodzę do skrzyżowana, gdzie idę na prawo, przechodząc przez mostek i już prosto drogą, aż do auta ;-) 
Największe plusy Tej góry? Przyjemna trasa, widoki godne polecenia (możliwe, że najlepsze na cały Beskid Śląski),  zobaczyć skąd ma początek Wisła, podziwiać wspaniałe kaskady, oraz podobno możliwość zobaczenia, bądź usłyszenia duchów, jeśli opowieści są prawdziwe. Polecam 
 
Ku nowej przygodzie! Hej!

 
Barania Góra - niebieski szlak
Barania Góra - kaskada

Barania góra - widok z wierzy na Tatry

Barania góra - widok ze szczytu

Barania Góra - niebieski szlak
Barania Góra - Kaskady Rodła

Barania Góra - początek niebieskiego szlaku
Barania Góra - niebieski szlak

poniedziałek, 16 maja 2016

Kolor szlaku a stopień trudności

Największy bodajże mit pieszych szlaków, który kolor oznacza jaką trudność szlaku :)

Zacznijmy od początku. 
By Michal mwr - Praca własna, Domena publiczna

Aby omówić szczegółowo temat znakowania, dzielenia szlaków itd. patrząc tylko na "Zwykłe" (są dodatkowe np. szlak Papieski) jest tego ok. 50 nudnych stron (link do tego dokumentu PTTK na dole wpisu, dla zainteresowanych), z dokładnymi rozmiarami, kątami nachylenia i cała resztą pierdół, dosłownie nie potrzebnych jak dla mnie, bo kto biega z linijka i mierzy znaki ile ma jaki pasek i zawraca, mając jakąś różnicę z wytycznymi, szukając innego znaku?? Nikt, a przynajmniej nie spotkałem nikogo takiego, na szczęście :-)

Owszem podkreślić trzeba, iż podoba mi się jednorodność znaków, w przeciwieństwie do niektórych krajów gdzie człowiek zastanawia się czy to znak czy nie, chodzi mi aby nie wpadać w skrajność.
 
Powiem dziś, o tym typie szlaków, jaki najczęściej używam i chyba większość z Was, czyli znaki z białym tłem, lub jak kto woli 2 białymi paskami, jeden da dole drugi u góry, gdzie pomiędzy białym kolorem, jest ten tajemniczy kolor, a najbardziej przerażający czarny.

Tak na prawdę, kolor nie ma nic wspólnego z trudnością szlaku. Większość szlaków jest robione według takich oto wytycznych (w nawiasach podam moje skojarzenia dzięki którym pamiętam co oznacza) :

- CZERWONY (naj) - Zazwyczaj jest to szlak główny, najważniejszy, prowadzący do najważniejszych, najwyższych i w ogóle naj spraw typu szczyty, przełęcze itp. Szlak o sporej długości, prowadzący turystę przez najciekawsze (uznane przez kogoś) punkty turystyczne.

- ZIELONY (mix) - Szlak doprowadzający do charakterystycznych miejsc, może być łącznikowy, czasem dojściowy.

- ŻÓŁTY (łącznik) - szlak najczęściej łącznikowy, czasem dojściowy.

- NIEBIESKI (ciekawski) - Prawie tak samo jak czerwony tylko, że niższej rangi. Często długi, prowadzący do ciekawych turystycznie atrakcji.

- CZARNY - rzadko stosowany, z powodu trudności ;-), ale zauważalności w gorszych warunkach. Gdy szarawo, zła pogoda to dużo trudniej zauważyć go, niż np czerwony. Najczęściej to szlak dojściowy, sporadycznie łącznikowy.

Pamiętajmy ze to system bardziej umowny, tak wiec, spotkacie nieraz odmienne połączenie koloru i funkcji. :-)

Z różnych powodów, odbiega się od tego systemu, najważniejsze to iż kolor jak na razie, nie oznacza stopnia trudności przy tego typu szlakach.


Tutaj dla zainteresowanych instrukcja PTTK znakowania szlaków 




niedziela, 15 maja 2016

Jak wyregulować plecak i jak go nosić

Drętwieją Ci ręce podczas marszu??
Plecy bolą, że szukasz postoju i masz ochotę tylko zrzucić plecak z pleców??

A masz dobrze wyregulowany plecak??
Wiesz jak dobrze wyregulować plecak??
- Ależ oczyyyyywiście
A ustawiasz go za każdym razem??
- No skąd, przecież wyregulowałem go idealnie 3 lata temu, jak kupowałem

Ech, siedząc sobie, np. przed schroniskiem w "piątce" (Dolina Pięciu Stawów), widzę stały rytuał ludzi przychodzących. Czym prędzej zrzucają plecak, mówiąc kompanowi jak to go plecy bolą i jak marzył, aby go ściągnąć lub na pytanie czy w czymś pomoże "chwila rękę mam zdrętwiałą".

Co ciekawe, w dużo większej części, robią tak faceci, nie dlatego że kobiety mniej noszą tylko dlatego, że po co facetowi instrukcja skoro on przecież da radę sam :P a kobiety dużo częściej kupując cokolwiek czytają o danej rzeczy jak coś używać.

Mnie nauczyli rodzice jak nosić plecak, może coś z tego już jest przeżytkiem, ale plecy mnie nie bolą, ani nic innego się nie dzieje. Dla zobrazowania, powiem to tak, jak mi zostało powiedziane:
Tata wziął mnie na plecy jak koale i spytał
- Jak się trzymasz?
- Dobrze
- Ale czym?
- No przecież rękami i nogami
- A czym głównie?
- No rękami - odpowiedziałem automatycznie
- To puść nogi
Tak zrobiłem i po chwili już ledwo się trzymałem. Wziął mnie jeszcze raz i powiedział abym puścił ręce. Spokojnie mogłem siedzieć mu na plecach.
- I tak też masz nosić plecak, na biodrach, używając nóg a nie rąk. Ręce są do podtrzymywania, łapania, utrzymywania równowagi, a nogi i biodra do noszenia.

Tak więc teraz to odniosę do plecaka dla jasności - Jak ustawić i wyregulować plecak

Po kupnie ustawiam sobie na specjalnym rzepie swój rozmiar, chyba już wszystkie od lat tą funkcję mają. Taki duży, "między łopatkami" (S, L, XL itp.)

Wszystko pakuje, co potrzebne jest do wyprawy. Bo tylko regulacja z danym obciążeniem jaki biorę, ma jakikolwiek sens.

Luzuje pasy regulujące na biodrach, ramionach itd.

Zakładam plecak na plecy

Zapinam pas biodrowy (hmmm na wysokości między tyłkiem, a wystającą częścią kości biodrowej - tak aby, ani nie był na tyłku, ani na tej kości)

Ściągam go na tyle mocno, aby lekko pochylony do przodu mogłem wyciągnąć ręce z niego i trzymał się dobrze tylko na biodrach na kilka kroków testu.

Zakładam znów na ramiona i dociągam pasy naramienne, ale tylko na tyle, aby czuć lekkie obciążenie, oraz móc całkowicie swobodnie nimi wszystko robić bez ucisku itp. (ok. 80-90% ciężaru na biodrach mam)

Zapinam pas piersiowy, dociągam tak, aby nie zmieniło to rozstawu na ramionach i nie ściągało mi pasów naramiennych na klatkę piersiową. Ma on mi tylko stabilizować, w taki sposób, aby nie zsuwały mi się pasy naramienne, dając normalnie oddychać

Dociągam resztę pasów, już zależnie od modelu plecaka jaki biorę, dokładnie tak samo jak z pasami naramiennymi. Czyli stabilizować, a nie przejmować ciężar.

Jeśli czuję zbyt duże obciążenie na ramionach podczas marszu, nie zaciągam bardziej pasów, bo to tylko je dobije, a delikatnie luzuje.

I takim sposobem chodzę, po całych dniach bez bólu kręgosłupa, ramion, pleców czy innych dolegliwości.

Pamiętajcie, gdzie są najważniejsze żyły i nie uciskajcie ich :)


sobota, 14 maja 2016

Odznaki Górskie - rozważania czy to ma sens

Odznaki górskie - kawałki metalu, mające wartość bardzo indywidualną.

Czy to ma w ogóle jakikolwiek sens? Po co to komu? pytania bez jednoznacznej odpowiedzi, bo każdy ma swój punkt widzenia :P

Dlaczego mają tak różnorodną wartość?? Gdyż to wartość sentymentalna, każdemu z różnym trudem zdobyta, z różnymi osobami i możliwościami.

Gdy znajomi mnie pytają, jaki to ma sens, zawsze odpowiadam "pamiątkowo-poznawczy" i prawie zawsze odpowiadają "że co??"

To proste, pamiątkowy - bo pamiętam każdą odznakę ,jak zdobywałem, jak szukałem informacji na jej temat, jak się stresowałem na weryfikacji, pamiętam wypady i wyprawy z nimi związane, działają na mnie podobnie jak zdjęcia, mogąc każdą z nich chwytając do ręki, opowiedzieć anegdotę czy historię z nią związaną.
"to rozumie ale poznawczy??" - no tak, bez nich jeździłem w najbardziej oklepane miejsca, idąc za tłumem i czując tylko małą część magi związanej z górami. Wiecznie w tłumie ludzi, chodząc tam gdzie najbardziej polecają. I tak, dość nie dawno, bardziej dla żartu niż jakiego kolwiek innego sensu, spełniłem warunki przyznania odznaki. Książeczka, pieczątki, podpisy, wypełnienie, obliczenia aż dostałem..... Phiii takie małe coś.... gdzie go zawiesić lub co z tym zrobić... ale powoli łapałem tego bakcyla, bo jak to facet lubię grać i zbierać, nie żeby faceci byli jakimiś chomikami składujący bzdety mówiąc "to się przyda", ale prawdziwi kolekcjonerzy. Tak więc jak wyskoczę na szybko jeszcze parę razy to znów będę miał mini medal :P ale moje ścieżki to już za mało aby zdobyć tą następną, więc trzeba iść gdzieś indziej ale gdzie?? po przeszukaniu internetu, jest pomysł "gdyby iść zrobić, te parę dziwnych szczytów, robił bym 2 odznaki na raz" i tak coraz więcej czytałem i poznawałem odznak i tym samym dochodziły nowe cele podróży, całkowicie nieznane, często zaciszne, mające ciekawą historię i ten niezwykły klimat. Sami pomyślcie, jechać 400 km aby zdobyć bardziej wzniesienie niż górę, co by innego zmotywowało do takiej wyprawy?? ale tak powstają wspomnienia. Niby nieciekawy szczyt, tyle km jazdy ale z odpowiednią osobą, to każda taka podróż staje się czym co będzie się wspominać do końca życia.

Cisza, spokój, pusta droga...
- STÓÓÓÓJ!!!!
Pisk opon, serce łomocze
- CO SIĘ STAŁO ??!!
- tam był znak na jakiś zamek! tylko 4 km, jedziemy zobaczyć?
- czyś ty jest normalny??!!..... a fajny jakiś??
- a bo ja wiem...
- to zobaczymy :D

Tyle miejsc, dodatkowo zwiedzonych zostało, tyle błahych szczytów i wypadów zmieniło się w ekscytujące wyprawy, a to wszystko tylko dla tego, aby zdobyć kolejny kawałek blaszki...

Uważam, że to najlepsza moja kolekcja jaką mam :)

piątek, 13 maja 2016

Wybujałe Morskie Oko

Morskie Oko, pamiętałem z wycieczki szkolnej blisko 20 lat temu, było to coś niezwykłego, przyprawiającego o zawrót głowy, gdzie pierwszy raz poczułem mieszane uczucie przytłoczenia z wolnością, do teraz Tatry są dla mnie monumentalne, a co dopiero gdy byłem małym dzieckiem i to przy pierwszym spotkaniu, były czymś niepojętym, bramą między ziemią a niebem.

Teraz mając krok do trzydziestki i troszkę szlaków tatrzańskich za sobą, tak pomyślałem, że od dziecka nie byłem nad morskim okiem. Szybki szpil, postanowione, ponawiam cudowną wyprawę dzieciństwa.

Wysiadając z auta na parkingu przed wejściem do TPN, czułem się jak na paskudnym, zabłoconym bazarze... w 3 D ludzi, a patrząc po nich to nie w góry tylko na jaką promenadę, idą. No cóż może zrobili jakaś atrakcję po drodze, czy z tego samego parkingu można jeszcze gdzieś idzie iść (wmawiałem sobie próbując złapać jakąś dobrą myśl).

15 minut przy kasie ciągnęło się niemożliwie, gdzie nieliczni, przygotowani na 3 dniowy wypad, byli atrakcją. Widok ludzi którzy wchodzili nie płacąc tej symbolicznej kwoty, spowodował że musiałem rozładować nerwy, troszkę donośniej zawracając uwagę i robiąc trochę im wstydu, co nawet mi pomogło a wielmożni skąpcy ustawili się w kolejce :D

W końcu ruszam i co? czuje się niczym na pielgrzymce i to slalomem między końskim łajnem, kursującymi jedna za drugą bryczkami i ludźmi. Tak na marginesie, rozumie że to są konie pociągowe i ciezka praca im nie straszna, ale to już zakrawa na bestialstwo! patrze, koniowi ma wręcz rozerwać żyły z ciśnienia ciągnąc tą bryczkę. Szybko liczę, w przybliżeniu ok 20 rosłych ludzi około 100 kg każdy, daje 2 tony! były tam też kobiety szczuplejsze, ale i dzieci wiec uśredniając, do tego bryka, stawiam że z 500 kg więc niech mi nikt nie P.....li, że to nie znęcanie się, a konie mają frajdę, skoro tak się spinają, że oczy mają tak wylezione, niczym osoba z kilkudniowym zatwardzeniem, w pełnym skupieniu...

Z każdym krokiem, coraz bardziej zirytowany idę, od asfaltu bucha ciepło, śmierdzi, co kawałek ktoś na cały głos woła że za raz zawał dostanie, lub już ma wylew i ten dźwięk... jak na promenadzie, zewsząd klap klap klap, no jak ktoś tego nie zobaczy to nie uwierzy całe mnóstwo ludzi idących "szlakiem" w KLAPKACH.

Dotarłem w końcu do celu, widok tak jak zapamiętałem, tylko jakby troszkę mniejszy ;) cudowny kolor wody, mnich i wszystko w około, napłynęło mnóstwo wspomnień oraz ogromny uśmiech.

Nie dane było mi uśmiechać się za długo, wystarczyło na chwilę stanąć a jakiś ledwo zipiący, przepocony jegomość wpada mnie wyzwając od ciuli. Podchodząc do barierki, widok dosłownie straszny. Człowiek na człowieku. Co niektórzy wchodzący do wody! śmiecący, bo do kosza za daleko...

10 głebokich wdechów i idę do schroniska po pieczątkę i coś zjeść.
Co do jedzenia nie było złe, ale zwykła masówka, udało mi się siąść w środku mogąc obserwować pracowników. Widać, że się starają, ale przy takim natłoku ludzi to nie ma szans. Podziwiam ich bo MC ma na noc a oni dalej się starają ile mogą.

Kładąc plecak na ziemi i chcąc zrobić zdjęcie, już ktoś chciał go ubrać udając debila jak zacząłem wrzeszczeć na niego, że on ma taki sam i też tutaj gdzieś zostawił i się tylko pomylił... tak dla wyjaśnienia dla tych co mniej chodzą, w wyższych partiach lub trudniej dostępnych schroniskach, gdzie są "górołazy" to bezstresowo można zostawić plecak i nie zdarzyło mi się aby ktoś coś zaj... wręcz odwrotnie ktoś przypilnował bo ktoś dziwnie obserwował moje rzeczy... inny świat.

MAM DOŚĆ, UCIEKAM Z TEGO CYRKU!!!

Pierwsza myśl, Szpiglasowa Przełęcz, ruszam nie zostając ani minuty dłużej.
To co zobaczyłem na tym szlaku, to zakrawa o debilizm jednym słowem, mianowicie rodzinka 4 osobowa w JAPONKACH, z bez dosłownie niczego z sobą tylko krótkie spodenki na d.... pupie, (chmury zbierały się nie za ciekawe) pyta czy daleko na rysy i czy mogę iść ich tempem, aby ich prowadzić, bo nie chcieli przepłacać w schronisku na mapie - jak sami powiedzieli!!!!

Resztę zniszczonego dnia, zdeptanych wspomnień i słów które mi się cisną, zostawię dla siebie, ale każdy ma chyba takie same będąc tam.

Jak podsumować?? hmmm niektóre wspomnienia, warto zostawić tylko jako wspomnienia, bo czas i nasza podświadomość je upiększa i szkoda je niszczyć. Oraz jeśli ktoś jest masochistą polecam się tam wybrać, bo jak od dawna nie wycierpiałem psychicznie, na to co się tam dzieje.

ps

Rozumie, że utrzymanie parku w należytym stanie, odnawianie łańcuchów i wiele innej bardzo dobrej wymagającej pracy wiele kosztuje i skoro jest popyt to czemu nie zasilić budżetu. Za co chcę podziękować TPN?? większość tatr to sama przyjemność bez dużej ingerencji człowieka, więc jeśli ktoś ma ochotę na prawdziwą przyjemność z cudownych Tatr omijajcie to miejsce zostawiając je "turystom" w japonkach :)

Pozdrawiam

środa, 11 maja 2016

Arboretum Bramy Morawskiej w Raciborzu

Zadzwoniła do mnie znajoma, czy jej nie zawiozę do Raciborza na coś tam pilnego, dużo mnie przekonywać nie trzeba więc KU NOWEJ PRZYGODZIE :)

Dużo nie będę pisać, bo nie ma o czym, prócz jednego, Arboretum Bramy Morawskiwej.

Trafiłem przypadkiem, zauważając małą tabliczkę na jednym rondzie bodajże "Brama Morawska" i od razu zawitała myśl, że będzie fajnie. Rundka dookoła skrzyżowania i już nowa przygoda ;-)

Podjechałem na parking, wysiadam i kieruje się na bramę. Będąc już blisko jedna myśl "Ale żenada..." jakaś waląca się brama, po lewej jakiś hotel w budowie, z prawej podniszczona tablica informacyjna... bleeeech, ładniejszy już jest parking niż to coś i już się wracałem, ale wiatr zawiał i przyniósł intrygujący zapach... ciężko określić bo niby ciężki, wilgotnej ściółki, ale lekki prawdziwej, kwiecistej wiosny, z taką jakąś bryzą. Taki zapach wywołał od razu uśmiech bo wiem jedno tak pachną miłe wspomnienia.

Podszedłem ponownie pod bramę i niuchałem skąd to przyszło, ale jako pies myśliwski jednak kariery nie zrobię. Na prawo zaczyna się jakaś ścieżka edukacyjna, więc ruszyłem nią.

Zaskakująca cisza, piękna gra światła, różnorodność drzew i śpiew ptaków to się rzuca po chwili, a prawdziwy szok doznałem widząc przy tablicach, dodatkowe tabliczki QR. Nie mam co oszukiwać, myślałem, że od wielu lat się tym miejscem nikt nie zajmował, a tu taka nowoczesność! Musiałem sprawdzić czy działają i znów szok, działają. Więc to nie takie opuszczone miejsce. Znaczki odsyłają do linków z opisem np drzew, podobało mi się, że informacje, które się wyświetlają są zwięzłe i ciekawe, choć extra by było że za miast w ekran patrzeć i czytać, spaceruję sobie ścieżką, a np. głos wszystkim znanej pani czyta te informacje, a ja słuchając tego, szukam wzrokiem obok siebie o czym mówi.

Po zakończeniu tej ścieżki już kilka spraw jest jasnych:
- o to miejsce bardzo dbają a nie jak myślałem zapomniane i żyjące samopas
- miejsce utrzymywane z jak najmniejszą ingerencją człowieka, do tego stopnia że obok ścieżki leży np. powalony, spróchniały pień
- ten cudowny zapach jest wszędzie i wszędzie słychać piękny śpiew ptaków
- to tak jakby przenieść się gdzieś z dala od ludzi

Idąc dalej, trafiłem na bardzo dla mnie ciekawe miejsce, ciałopalne cmentarzysko kurchanowe. Fakt że niewiele widziałem prócz kawałka lasu, ale świadomość że tam jest, była ujmująca.
Później znalazłem Studnię Książęcą, a jak się okazało do XX w., woda z niej była używana np. do produkcji wyjątkowego piwa w Raciborzu.
Kamienne kręgi, ułożone na pradawny wzór, duży, piękny ogród, który kojarzy mi się z takimi jakie mieli najwięksi królowie w filmach.
Mini zoo, które serio bym nazwał MINI zoo :) ale dla dzieci na pewno mnóstwo radości daje.

Stoi tam srebna skarbonka, prosząca o pomoc na jego utrzymanie. Moja mała prośba do ludzi z sercem, będąc tam wrzućmy tą złotówkę bądź dwie. Wszystko jest darmowe, a jak każdy zobaczy kosztowało mnóstwo pieniędzy i pracy, więc gdyby choć te parę groszy każdy tam ciepął, było by super.

Podsumowując, miejsce bardzo urokliwe i piękne, kilka godzin spacerowania dające wiele radości, nie bójmy się tam wchodzić na różne ścieżki w głąb bo każda gdzieś prowadzi. Rewelacja :)

Własna chwytotablica

 Jak każdy kto lubi się wspinać lubię trenować na ściance wspinaczkowej ale to wymaga czasu aby dojechać i trochę czasu tam spędzić, koszt miesięczny też nie mały bo każde wejście to 20 zł... chodząc 3 razy w tygodniu wychodzi blisko 300 zł wiec naszła mnie myśl aby zbudować własną chwytotablicę :D

Więc nie czekając i zastanawiając się ruszyłem do sklepu z radością, dopiero tam, chodząc po pewnym budowlanym hipermarkecie, chcąc ładować do koszyka zadałem sobie podstawowe pytanie jak w ogóle ma ona wyglądać i co ja bym chciał, tak że wyszedłem ze sklepu i udałem się po kawę na wynos, usiadłem na trawie i oparty o drzewo zacząłem się zastanawiać.

Pomysłów było mnóstwo od prostych do bardzo dziwacznych ale została podjęta decyzja najbardziej dla mnie uniwersalna.

Tak więc zaczęło się od najgrubszej płyty jaką znalazłem w .... pewnym sklepie :) i o dziwo mieli kawałek na przecenie jaki mnie interesował czyli 90x120, porozmawiałem bardzo miło z obsługą sklepu i okazało się że maja małe prostokątne resztki takiej samej grubości które mają zamiar wyrzucić i mnie nimi obdarowali i można się zastanawiać czy wyglądam na takiego boroka czy dobrze zagadałem, hmmmm to zostawmy ważne że już miałem duże ilości płyty w bardzo dobrej cenie ;)



Więc płyta, nazwijmy główna, została obita z jednej strony jak widać kawałkami płyty, a z drugiej strony oklejone zalegającą resztką paneli podłogowych.

Potem usiadłem z dużym kubkiem kawy i zastanawiałem się nad rozmieszczeniem otworów, rodzajem progów i stworzeniem obłych chwytów.


Wena twórcza dała mi takie oto rozwiązanie.


Na środku listewki do pracy nad palcami, po obu bokach otwory na "patyki", gdzie po ich wyciągnięciu można ćwiczyć pojedynczo palce, a w miejscu miseczek będą docelowo zamontowane obłe chwyty.

Radości pełne buty z wiercenia, ogromnej ilości trocin wszędzie latających i wielu godzin zabawy wiertarką (czego sąsiedzi na pewno nie mogą powiedzieć)


Szczerze odradzam tanie otwornice blaszkowe, gdyż szybko się deformują i czasem nawet latają w wszystkich kierunkach gdy zaczepy się ułamią. Dużo lepiej zainwestować i kupić konkretną otwornicę.

Jak widać szczeble zostały pomalowane na wesołą zieleń, lecz zauważyłem problem, iż wieszając ją, będę za blisko ściany ciałem i dodałem z tyłu dwie belki 9x9 cm.

Waga okazała się ogromna bo aż 42 kg i rozmyślam nad różnymi sposobami zawieszenia tablicy aby, ani ona ze mną nie spadała, ani tym bardziej ściana.

W niedługim czasie ciąg dalszy tworzenia chwytów i reszty pomysłów.
Zapraszam do następnej części ;)


wtorek, 10 maja 2016

Przygoda ze żmiją + pierwsza pomoc

Idąc mniej uczęszczanym szlakiem miałem okazję na mało przyjemne spotkanie z żmiją (nie mylić z teściową, bo nie mam :P ). Przystanąłem się napić przy większym głazie w słoneczny dzień, położyłem na niego plecak i już trzymając butelkę z moim napojem w rękach usłyszałem syk... 

fot. Marek Szczepanek
Pierwsza myśl "przecież brałem niegazowaną wodę..." i ułamek sekundy później "K....A WĄŻ!!!!". Ciężko sobie wyobrazić jak bardzo trudno, jest spokojnie i delikatnie się wycofać, słysząc syczenie koło nogi i myśląc "jak nic za raz mnie u.....li". Serce kołacze jak szalone, a na zmiane myśli już znane, oraz 
"nie dziabnij mnie ty żmijo"
"jaka pierwsza pomoc jest"
"gdzie mam telefon"
"to będzie bardzo boleć"

Teraz myśląc o tym, była to chwila, ale wydawała się wiecznością, a każdy centymetr o który się przesuwałem - kilometrem.
 
Gdy dotarłem może na odległość metra od plecaka, żmija czmychnęła w zarośla. Przypuszczam, że gdyby nie to iż leżała sobie w chłodnej, małej jamie pod tym głazem, a ja nogami bym nie zagrodził wyjścia w ogóle by się ona nie stresowała, nie syczała tylko od razy sobie odpełzła, a nie miał stanu przedzawałowego. 
 
Przygoda, dała jednak do myślenia. Stres spowodował, że przypominając sobie prawidłowe postępowanie w razie pierwszej pomocy, mieszało się z tym co naoglądałem się w telewizji. Dla tego warto sobie przypomnieć co jakiś czas schemat postępowania.

Pamiętajmy że żmija to płochliwe stworzenie i prawie zawsze woli się wycofać niż zaatakować. Atakuje gdy czuje się zagrożona lub osaczona bez możliwości ucieczki. Najczęściej jeszcze przed tym ostrzegając, dając bezkonfliktowo załatwić sprawę. Ale można mieć pecha tak jak ja i przypadkiem odciąć jej drogę ucieczki, nadepnąć, schylić się po coś co nam upadło między kamienie bądź krzaki, może mieć te dni i wszystko będzie ją drażnić :P  (wybaczcie ten głupi żart ale czasem kobiety dają w kość za to że "wszystko źle robmimy" ;) )   itd... dobra teraz poważnie
 
Co robimy gdy nas już ukąsi?? 

Jako że jestem tylko zwykłym turystą, odeślę do profesjonalnych wytycznych które udziela ratownik medyczny na swojej stronie 
 
http://www.pierwszapomoc.net.pl/ukaszenie-zmij.php

Jak Udzielić Pierwszej Pomocy Poszkodowanemu po Ukąszeniu Żmij.

  1. Zadbaj o własne bezpieczeństwo.
    Upewnij się, że w pobliżu nie ma już agresywnego gada. Załóż rękawiczki
  2. Wezwij pogotowie ratunkowe ( może to zrobić inna osoba wyznaczona do pomocy)
  3. Obmyj miejsce ukąszenia najlepiej solą fizjologiczną ( NaCl 0,9%) lub wodą
  4. Zabezpiecz ranę jałową gazą
  5. Kończynę należy unieruchomić – spowolni to rozprzestrzenianie się toksyny w organizmie.
  6. Kończyna powinna być poniżej poziomu organizmu, poziomu serca.
  7. Schładzaj miejsce zranienia np. zimnymi kompresami.
  8. Monitoruj czynności życiowe ( przytomność, oddech) do czasu przyjazdu pogotowia.


Zakazane jest już używanie przy ukąszeniu taki metod jak:


  • wysysanie - Z A K A Z A N E
  • nacinanie – Z A K A Z A N E
  • wyciskanie- Z A K A Z A N E
  • manipulacje przy ranie – Z A K A Z A N E
  • opaska zaciskowa – Z A K A Z A N A
  
 Z swojej strony przypomnę jeszcze dodatkowo:

     - GOPR - 601 100 300
     - TOPR - 601 100 300
     - TEL RATUNKOWY 985
     - Pogotowie 999
     - Tel alarmowy 112
 
Warto mieć aplikację "RATUNEK" z plusa która w trakcie zgłaszania podaje dokładną lokalizacje, dając ratownikom dokładne dane.

 
Dla czego tak??
- wytyczne w postępowaniu się zmieniają, pomocy udziela osoba kompetentna która jasno i stanowczo wyda nam polecenia
- w stresie bardzo łatwo o głupie bądź błędne zachowanie zakodowane z filmów i łatwo kogoś ukrzywdzić lub siebie a nawet doprowadzić do śmierci!!! 

A co w wypadku gdy padł tel, nie ma zasięgu, daleko jakikolwiek człowiek itp??  czyli prawdziwe extremum, najczarniejszy scenariusz z scenariuszy?? to już jest przygotowywane i opisywane wraz z odpowiednimi osobami :)
 
pozdrawiam 

niedziela, 8 maja 2016

Klimczok

Pisane na kolanie więc szybko i na luzie :)

Ciekawa góra, gdzie szczyt jest jednym z najciekawszych szczytów, gdzie chodziłem.

Ale po kolei

SZLAK zacząłem ze Szczyrku robiąc ósemeczkę, mając auto zaparkowane jak zwykle jak najbliżej głównego skrzyżowania, przebiegająca w skrócie Szczyrk-Skrzyczne-Szczyrk-Klimczok-Szczyrk

Coś czego nie lubię czyli chodnik, ulica ale nie wyrokujmy i nie zawracajmy... Aż do Chatki Wuja Toma szlak umilają jedynie uśmiechnięci schodzący inni turyści.

Chatka Wuja Toma, coś co mnie zaskoczyło pozytywnie, miło, przestronnie, nowocześnie i wszystko było co potrzebowałem, a do tego piękna kobieta grała na skrzypcach stojąc na dachu! więc niezmiernie miło było usiąść, zjeść czekoladę, uzupełnić płyny słuchając pięknych dźwięków i obserwować.... widoki tak tak oczywiście ;) ale muszę powiedzieć że piękny uśmiech miała :D

Tabliczki kierujące na szlaki, ustawione w centrum placu wprowadziły u mnie małą dezorientacje, ale patrząc na mapę i idąc lekko na czuja można wyjść na szlak prowadzący na Klimczok :-)


Potem zaczyna się szlak iście "operowy" - kochasz lub nienawidzisz :-P

 dla mnie był ekstra, stromo i monotonnie, wiec można nogi poćwiczyć itp, lecz osoba mi towarzysząca hmmm czytając z jej miny to mordowała twórcę szlaku oraz moje tempo (no co, starałem się iść wolno, choć czasem potrzebowałem przypomnienie, że idę za szybko)






Na mapie to trwa, aż do połowy, potem zaczyna się urokliwy, piękny szlak :-D Gdzie towarzyszka tej wyprawy nabrała sił po poprzednim etapie i się rozgadała, a jak to podczas dyskusji facet - kobieta, doszło do zderzenia dwóch odmiennych światów i logika kobieca mnie powaliła jak zresztą widać. Swoją drogą to zastanawiające, u kobiet w żyłach chyba płynie płynna czekolada lub gdzieś jest taki czujnik, jeśli jest zbyt niski poziom w organizmie to zaczyna widzieć problemy, a jeśli jest odpowiedni poziom czekolady w organizmie to świat jest piękny i cudowny... hmmmm

Dochodząc do przełęczy, zadałem odruchowo pytanie, które zadałem, jak się okazało za głośno i rozbawiło wiele tam zebranych osób "stok extra do nauki jak dla mnie, ale taki kawał dupać zimą z nartami aby tu pojeździć??!!" Słysząc reakcję myślę, że jest jakiś inny sposób, niż godzinny pieszy szlak z nartami na ramieniu ;-) 

Szczyt z pięknymi widokami, co muszę pochwalić, bo mi się bardzo spodobało czyli wywieszona nasza flaga. 
Dużo czasu spędziłem podziwiając Chatę u Tadka, którą bardzo polecam. Zebrane tam kamienie ze wszystkich stron świata i to co mnie wzruszyło, czyli buty i kijki, które przyniosła tutaj pewna kochająca żona... 

Zejście minęło bardzo szybko, z powodu żartów i rozmowie na co ma kto smaka... rozmowa tylko zaogniła głód i zostało zapchać się słodkościami :-P  Droga w dół to kawałeczek niebieskim, a potem zielonym szlakiem