sobota, 28 maja 2016

Czantoria nocą


Nocne wejście na Czantorię

Nocne wejście na Czantorię
Po nieciekawym dniu, wręcz bardzo niemiłym, poważny zrobił się mętlik w głowie... myśli się biły i kłębiły...
- Jak to wszystko rozwiązać? - sam siebie pytałem
- Jedź w góry - sobie odpowiedziałem no i tak zrobiłem

Pomysł już jest, wchodzę na komputer, czy ktoś jest dostępny i czy znajdzie się jeszcze jeden wariat, aby na zapytanie o 0:10 czy jedzie w góry odp.: tak, jasne, oraz czy jest jakiś zakaz, takiego wejścia. Co za niespodzianka, brak, więc przepakowuje plecak z myślą, aby być dobrze przygotowanym na takie wypad, robię kanapki i zastanawiam się, który szlak by na pierwsze, samotne, nocne wyjście pasował, odp. prosta Czantoria. Szlak czerwony bardzo prosty i tak przygotowany, iż nie da się tam nic pomylić i łatwo podejście.

No i jazda, ku nowej przygodzie! Hej! :D

Jadąc autem przełączyłem o dziwo na radio, co okazało się dobrym pomysłem, gdyż puszczali, jak na zawołanie bardzo wesołą muzykę, która wprawiła mnie w dobry humor, drogi puste, więc jazda była bardzo przyjemna. "Moje miejsce" na parkingu wolne, wiec wszystko wskazuje, iż idealny pomysł.

Wchodzę na czerwony szlak i tuż za kolejką, świecące oczy się na mnie gapią, włączam ręczną mocną latarkę i to czarny kot, hmmm, no spoko, idę dalej, a ten chce przebiec mi drogę, ja staje on też, idę lekko po skosie, a futrzak znów tak rusza, że zagradza mi drogę... staje, a gnojek też... ooo ty dziadu... no to ja szerokim łukiem go chce ominąć, a ten biegiem także nie ma szans wejść na szlak aby nie przecięły się nasze drogi... co za p....... futrzak, widzę, że pięknego dnia ciąg dalszy...

Już mniej wesoły, ale wchodzę na szlak, szybkie sprawdzenie sprzętu, czołówka świeci, ręczna też, nóż przy pasie jest, bateria naładowana w tel, a powerbank w plecaku, auto na bank zamknąłem, zapasowe baterie w kieszeni, więc looz blooz.

Część szlaku do górnej stacji kolejki, minęła lekko stresująco, no cóż idę sam, ato gałązka pęka gdzieś, a to widzę świecące ślepa gapiące się na mnie, ale za każdym razem gdy włączyłem ręczną latarkę mrużyły oczy i czmychały w las. Dopiero, gdy założyłem słuchawkę i puściłem sobie muzykę to dostałem otuchy i pełnej pewności siebie, Kabanos, jak zawsze dał redę mnie zmotywować :D

Idę sobie pewnie, nucąc piosenkę puszczaną w kółko, a umysł dostał loozu i mógł sobie swobodnie pracować. Tak, że gdy siadłem sobie na ławce przy kolejce, to już problemy przestały być problemami :) i można było iść dalej na szczyt korzystając z pięknej nocy i jakoś tak przyjemnie się zrobiło, choć ciągły niepokój we mnie był... jakoś zbyt cicho... lub coś, ale cóż jest noc, ja sam sobie, a wyobraźnia swoje robi.

Czantoria - wieża
Dojście do szczytu minęło bardzo szybko i tam piękne widoki, bo wieża bardzo intrygująco wyglądała. Tam zjadłem sobie czekoladę, napiłem wody i wygodnie rozsiadłem, korzystając z wyjątkowej pogody i spokoju. No długo to nie trwało, bo ok. trzeciej godziny, zerwał się mały wiatr, który przyniósł chłód i  mało przyjemne odgłosy, które wydawał wiejąc przez wierzę, niczym czyjś płacz lub stękanie, aż ciarki przeszły i zatęskniłem za cywilizacją i gwarem, więc zebrałem się w bardziej przyjemne i oświetlone miejsce. Jakie moje zdziwienie było, gdy ręczna latarka okazała się, bez reakcji... przecież sprawdzałem sprzęt, no trudno, sięgam do kieszeni po zapasowe baterie, a tu kolejny szok, mam tylko zapasowe do czołówki AAA, a AA brak?? przecież, jak zawsze wszystko 3 razy sprawdzałem przed wyjściem... sprawdzam czołówkę... uffff świeci i od razu trochę lżej się zrobiło.

Czantoria nocą
Całą drogę na górną stację kolejki Czantoria, zastanawiałem się jakim sposobem wysiadła mi najpewniejsza latarka i jakim cudem, nie mam zapasowych baterii... bardzo kojące uczucie było zobaczyć światła latarni i zabudowania.

Usiadłem sobie na scenie zjadając kolejną czekoladę i pijąc kawę z termosu, delektując się pięknymi widokami, jutrzenką, która się powoli zaczynała. Pięknie wyglądało, delikatna smużka różu na tle czarnego nieba. No nic, koniec przyjemności, trzeba schodzić na dół, w końcu w niedzielę też mam swoje obowiązki.

Schodziłem stokiem dla uproszczenia sobie, w podskokach, wesoło nucąc dalej piosenkę i w połowie drogi bardzo dziwna sytuacja.
W odległości ok 100 - 150 m widzę jakiś dziwny kształt, po prawej stronie stoku. Po całej nocy reagowania na korzenie, pniaki i inne takie, olałem pierw to, ale będąc bliżej hmmm nie jest to konar czy pień, nie jest to zwierze, bo za wysokie, oraz zwierze by się na mnie patrzyło, przez co świeciły by oczy... sylwetka człowieka tak jakby, ale rozmywa mi się co jakiś czas, ale człowiek teraz tutaj?? bez latarki?? hmmm armatka?? lub coś ze sprzętu stoku?? no bez przesady, przecież sprzęt jest na granicy stok-las, aby narciarze nie zrobili sobie krzywdy, a to jest z 3-5 m od tej granicy... Dedukuję dalej... człowiek?? ale czemu po drugiej stronie gdzie nikt nie chodzi i czemu stoi, jakby się chciał ukryć, to zrobił by te parę kroków i na granicy lasu bym nie zauważył nawet, turysta miałby latarkę i byśmy się normalnie minęli, zresztą większość stoku na dół widać i bym zauważył go już dawno... co to jest... nie zwalniając idę dalej, no niestety, moja latarka czołowa na taka odległość daje za mało światła, łapie automatycznie lewą ręką za latarkę ręczną, przypiętą do pasa karabinkiem, a prawa wędruje również do pasa ale na nóż... taaaa latarka ręczna wysiadła, ale dotyk rękojeści i kliknięcie odbezpieczenia kabury noża daje miłe uczucie... ciekawość w połączeniu z niepokojem woła do mnie, abym sprawdził co to, ale idę prosto utrzymując swoje tępo i nawet się nie obracałem, tylko nasłuchiwałem. Po oddaleniu się na dobrą pozycję, już się lepiej szło gdy napięcie minęło, ale w głowie dalej pytanie co to do h było...



Czantoria nocą

Czantoria nocą
Czantoria nocą
Czantoria nocą

Czantoria nocą


Czantoria nocą





3 komentarze:

  1. Samotne nocne spacery takie są. Pamiętam jak kiedyś schodzilem czarnym z Magurki na stalownik gdzie pod koniec przechodzili się obok dawnego prodektorium. Tak Ide i zblizam się do niego i nagle kolo mnie zaczyna coś halasowac... Przystaje, cisza... Zaczynam isc i znów hałas i szelest suchych liści jak by ktos po nich deptal, zaraz koło mnie. Przystaje o znów cisza... Ciarki ostro mnie już oblecialy, zaraz dojde do prosektorium a tu takie akcje... I tak za każdym razem jak zaczynałem isc...

    Co się okazało jak szedlem to w liściach zaczynały skakać żaby uciekając przedemna i tak halasujac:) zwykle żaby napedzily mi w gorach największego stracha jakiego przezylem:)

    Pozdrawiam,
    www.sebazwiedza.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie planuje nocne wejście na Czantorię, może ktoś chce dołączyć

    OdpowiedzUsuń
  3. Też planuję! Daj znać czy aktualne :)

    OdpowiedzUsuń